"Jestem świadomy tego, jaki w danym momencie mam potencjał drużyny i czego mogę oczekiwać. Ale oczywiście życie w Hiszpanii, tamtejsza kultura mają duży wpływ. Kiedy przyjechałem do Polski, wszyscy mi mówili, że jestem inny. Nie wiedziałem o co im chodzi, przecież nie udaję, nie jestem sztuczny, ale nie do końca umieli mi to wytłumaczyć" - dodał ze śmiechem.
Trener piłkarzy Górnika Zabrze Jan Urban na co dzień imponuje luzem i pogodą ducha, ale przyznaje, że na swój przeżywa porażki, bo nie lubi przegrywać. "Na pewno niczego nie udaję, nie jestem sztuczny" - powiedział PAP były reprezentant kraju, od lat dzielący czas miedzy Polskę i Hiszpanię.
Jak zaznaczył, w Hiszpanii na punkcie futbolu panuje istne szaleństwo.
"Też jest krytyka, ale ludzie są bardziej otwarci, bardziej rozmowni, choć i bardziej wybuchowi. Po porażkach bardziej się wkurzają, a drugiej strony bardziej spontanicznie cieszą się po zwycięstwach. Ja staram się zachować balans i spokój, co ma znaczenie, bo trener w jakimś stopniu przekazuje swoją osobowość drużynie. Potrafię się wk....ć podczas treningu czy meczu, kiedy coś jest źle robione, a ja wiem, że zawodnik może lepiej. Z drugiej strony, piłkarz nie ma nic przeciwko temu, żeby go trochę przycisnąć, bo czasami tak jest, że kiedy się wstanie +lewą nogą+, to ktoś musi cię popchnąć do roboty" - tłumaczył.
62-letni Urban jest szkoleniowcem zabrzan od 27 maja 2021, ale miał dziewięciomiesięczną przerwę, kiedy działacze zatrudnili Bartoscha Gaula. W marcu 2023 Górnikowi w oczy zajrzało widmo spadku i z powrotem sięgnięto po doświadczonego trenera.
"To był najtrudniejszy okres w mojej karierze, ta walka o utrzymanie. Bo byłem w klubie, z którym wygrałem bardzo dużo jako piłkarz, chciałem jak najlepiej i nagle znalazłem się w sytuacji, w której Górnik mógł spaść z ekstraklasy. Oczywiście, znalazłoby się wytłumaczenie, ale wtedy był we mnie duży spokój, choć na początek przegraliśmy z Piastem w Gliwicach, zremisowaliśmy z Koroną Kielce i pojechaliśmy do Zagłębia Lubin, które walczyło o to samo co my, ale zwyciężyliśmy 2:0" - wspominał.
Zabrzanie tamten sezon - po świetnej serii na wiosnę - skończyli na... szóstym miejscu, a trener przedłużył umowę.
Jako piłkarz w barwach Górnika wywalczył trzykrotnie mistrzostwo Polski, a latem 1989 przeszedł do hiszpańskiej Osasuny Pampeluna.
"To było tak dawno, że jeszcze bramkarz mógł łapać piłkę podaną przez kolegę z drużyny... Obawy? Nie miałem, jechałem przecież do normalnego kraju, a poza tym trochę podróżowałem po świecie z Górnikiem i reprezentacją, wystąpiłem w mistrzostwach świata w Meksyku, co rok graliśmy w europejskich pucharach. Od początku wiedziałem, że bez problemów będę grał. Mówiłem w Osasunie, że Górnik był wtedy mocniejszą drużyną. Robili wielkie oczy i nie mogli uwierzyć. A przecież w Zabrzu połowa składu to byli reprezentanci Polski. Bardziej zastanawiałem się nad tym, jak się ułoży nam życie pozasportowe" - powiedział.
Jego zdaniem polscy piłkarze z jego pokolenia po wyjeździe do zagranicznego klubu nie mieli problemów z miejscem w zespole, niezależnie od obranego kierunku.
"Dziś sytuacja jest inna, bo wyjeżdżają często chłopcy bardzo młodzi, którzy czasem się odbijają od jednego, drugiego klubu czy ligi. Wracają albo potrzebują zdecydowanie więcej czasu, by zaistnieć" - zauważył Urban, który do Zabrza wrócił wiosną 1998 roku z niemieckiego VfL Oldenburg, by zakończyć karierę zawodniczą "na starych śmieciach".
"Miałem 35 lat, ale chciałem jeszcze pograć. Na wszelki wypadek trenowałem sobie indywidualnie, biegałem. Miałem propozycję z Egiptu, ale słyszałem o porwaniach turystów w tym kraju i postanowiłem tam nie jechać. Wtedy zadzwonił prezes Górnika Stanisław Płoskoń. Zespół miał problemy w lidze, więc zgodziłem się na półroczny kontrakt. Chciałem zostać dłużej na podobnych warunkach, ale się nie porozumieliśmy i rozstaliśmy się bez urazy. Od razu zresztą dostałem propozycję pracy z młodzieżą w Osasunie. Dla mnie to była supersprawa, takie łagodne przejście na +drugą stronę rzeki+" - podkreślił.
Nie ukrywał, że w trakcie kariery piłkarskiej w ogóle nie myślał o zawodzie trenera.
"Pod koniec grania trenowałem dzieciaki. Graliśmy w takiej lidze 5x5 na małe bramki, a potem w poprzek boiska. Tak się zaczęło. W Osasunie pracowałem jako drugi trener drugiej drużyny juniorów. I nie byłem wcale pewny, czy chcę być szkoleniowcem. Chyba przekonałem się, że to fajne, kiedy zdobyliśmy mistrzostwo Hiszpanii w najstarszej grupie juniorów. To był bodziec" - dodał.
Jego zdaniem doświadczenie z boiska pomaga w pracy szkoleniowej.
"Bo człowiek +czuje+ szatnię, wie, jak zareagować w danym momencie, co powiedzieć. Łatwiej mu dotrzeć do zawodników, bo przeżył różne sytuacje na własnej skórze. Późno zacząłem pracę trenera, ale z drugiej strony - długo grałem. Miałem możliwość zaczepienia się od razu w pierwszej Osasunie w roli asystenta. Odmówiłem, bo wolałem być trenerem drugiej drużyny czy juniorów. Nie pasuję na +drugiego+. To była dobra nauka - dzieciaki, młodzież, półprofesjonalne rezerwy Osasuny, grające na trzecim poziomie. Czekałem spokojnie na swoją ofertę" - przypomniał
I się doczekał. Ofertę złożyli Urbanowi szefowie warszawskiej Legii i latem 2007 roku objął stołeczną drużynę.
"Też nie miałem obaw. Wydaje mi się, że ówczesny właściciel Mariusz Walter wiedział, czego chce, czyli trenera, który będzie stawiał na młodzież. I tak się stało w pierwszym etapie. Później zostałem zwolniony i przez tego samego człowieka sprowadzony z powrotem. Wielu młodych zawodników pokazało się najpierw w klubie, potem w reprezentacji, a ja odniosłem sukces jako trener w Legii sięgając po dublet - mistrzostwo i Puchar Polski. Jak na szkoleniowca, który zaczynał - wyglądało to dobrze" - zaznaczył Urban.
Po pracy w sztabie selekcjonera biało-czerwonych Leo Beenhakkera wrócił do piłki klubowej w Polonii Bytom. Okoliczności tego jednak były dość niezwykłe.
"To była sprawa grzecznościowa. Damian Bartyla był tam prezesem, chciał się spotkać, bo musiał zgłosić jakiegoś trenera w piątek, a w sobotę był mecz z Cracovią. Mówię mu +Damian, czego chcesz ode mnie, przecież sprzedałeś trenera (Jurija Szatałowa - PAP) do Cracovii+. W końcu się zgodziłem, ale tylko na pięć spotkań, do końca rundy. Całkiem przyzwoicie nam szło, przegraliśmy tylko z Legią i Lechem (po 0:1), a poza tym były dwie wygrane i remis. Myślę, że gdybym został, Polonia by się utrzymała" - powiedział 57-krotny reprezentant Polski.
Urban był także szkoleniowcem Zagłębia Lubin, Osasuny, Lecha Poznań, Śląska Wrocław, aż wrócił w tej roli do "swojego" Górnika.
"W trenerce wiele się zmieniło. Weszły nowe technologie. Futbol jest inny pod względem przygotowania fizycznego. Jest tak wiele rotacji, zmian pozycji na boisku... Zdarza się, że jeden obrońca centruje, a drugi zamyka akcję. Kiedyś to było raczej niemożliwe" - ocenił.
Podkreślił, że trzeba umieć połączyć wpuszczanie do zespołu młodych graczy z osiąganiem dobrych rezultatów.
"Nie może być tak, że wprowadzam młodego kosztem wyniku. Robię to, bo na to zasługuje. W drużynie, która dobrze funkcjonuje, on to wykorzysta, pójdzie do przodu. Ale nie wtedy, kiedy musisz, a jeszcze dodatkowo zawodnik nie jest gotowy, by zrobić ten ostatni krok do piłki profesjonalnej. Bo nawet kiedy tam wskoczy, zagra, to jeszcze musi się na tym poziomie utrzymać. A ilu jest takich, którzy po skończeniu wieku młodzieżowca przepadli, a wcześniej musieli grać w związku z koniecznością wypełnienia limitu minut dla młodzieży w lidze" - zauważył.
Nie ukrywał, że frustruje go fakt, iż Górnik musi sprzedawać wybijających się zawodników po ich wypromowaniu.
"Wiem, że kibice chcą, by Górnik walczył o europejskie puchary czy nawet mistrzostwo. A my w klubie zdajemy sobie sprawę z tego, jak wygląda sytuacja. Nie oszukujmy się. Trzeba zrobić wszystko, by kogoś wypromować i sprzedać, aby związać koniec końcem. Tak ostatnio klub funkcjonował, dziś też się nie przelewa. Przykro mi, bo jest tu wielkie zapotrzebowanie na piłkę, ale przede wszystkim na sukces. Gdybyśmy grali cały czas w czołówce, byłoby pięknie. To jest trochę jak w książce - jest młody, dobrze gra, ale nie ma +liczb+, więc nie ma ofert. Dołoży bramki, asysty i już go nie ma. Tak było z Daisuke Yokotą czy Lawrence'em Ennalim" - przypomniał.
Trener wraz z rodziną zimową przerwę spędza zwykle w Hiszpanii.
"Tam mieszka córka, syn dojeżdża. Zimową +bazę+ mamy w Hiszpanii. Święta są takie, jak w Polsce, tylko z innymi potrawami. Pogoda wcale nie jest taka odmienna. Mieszkam na północy, tam pada śnieg, są niedaleko Pireneje. To w Hiszpanii nauczyłem się jeździć na nartach. Białe święta nie są wcale takie niemożliwe. Jestem Polakiem, ale tam też czuję się bardzo dobrze. Doceniają mnie, szanują, dzieci i żona mają swoich znajomych, jesteśmy jak u siebie. Od lat mieszkamy w dwóch krajach" - przekazał.
Urban od dawna bywa wymieniany jako kandydat na trenera reprezentacji Polski.
"Podchodzę do tego spokojnie. Na to, żeby zostać selekcjonerem musi się złożyć mnóstwo rzeczy. Przede wszystkim trzeba coś pokazać, osiągnąć, wyrobić sobie jakąś markę. Ostatnio PZPN decydował się na zagranicznych trenerów, wydaje mi się, że szybko do tego nie wróci, bo niczego wielkiego nie osiągnęli. Polscy też coś potrafią" - podsumował szkoleniowiec, który kończył piłkarską karierę w Górniku grając z obecnym selekcjonerem Michałem Probierzem.(PAP)
Autor: Piotr Girczys
gir/ pp/
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz