Zamknij

Sąd: policjant i b. funkcjonariusz skazani na rok więzienia za pobicie pseudokibiców w Sopocie

17:58, 02.12.2021 PAP Aktualizacja: 18:00, 02.12.2021
Skomentuj PAP PAP

To kolejny wyrok w tej sprawie. Początkowo prokuratura umorzyła sprawę, ale pseudokibice Lechii Gdańsk zaskarżyli tę decyzję do sądu, który w listopadzie 2015 r. nakazał wszcząć śledztwo na nowo i uzupełnić dowody. Akt oskarżenia został skierowany do Sądu Rejonowego w Sopocie w grudniu 2016 r.

Na karę roku więzienia Sąd Okręgowy skazał w czwartek policjanta z Sopotu i b. funkcjonariusza policji oskarżonych o pobicie w 2014 r. dwóch pseudokibiców. Wyrok jest prawomocny. Związek zawodowy policjantów zapowiada interwencję u ministra sprawiedliwości i komendanta głównego policji.

Po dwuletnim procesie Bartłomiej Lademan i jego kolega z patrolu Łukasz Kawczak, który odszedł już z policji (obaj zgodzili się na podanie danych osobowych - PAP) zostali uniewinnieni. Na skutek apelacji pokrzywdzonych sąd wyższej instancji uchylił ten wyrok i nakazał ponowne rozpatrzenie sprawy. W lutym tego roku Sąd Rejonowy skazał Lademana i Kawczaka na kary po roku więzienia. Od tej decyzji sądu apelację złożyli obrońcy oskarżonych, ale Sąd Okręgowy w Gdańsku podtrzymał zaskarżony wyrok.

"Sąd nie ma wątpliwości, że pokrzywdzeni w tej sprawie to nie byli przypadkowi Bogu ducha winni obywatele, którzy szli spokojnie ulicą, nikomu nie szkodząc i nie robiąc nic złego zostali zaatakowani przez agresywnych policjantów. Oczywiście, tak nie było" - powiedziała w uzasadnieniu wyroku sędzia Magdalena Czaplińska.

Sąd przyznał, że reakcja oskarżonych policjantów 1 sierpnia 2014 r. przed jednym z sopockich pubów była w pełni uzasadniona. "Została spowodowana niewłaściwym, nagannym zachowaniem pokrzywdzonych oraz świadka K. I tu nie można mieć żadnych zastrzeżeń pod adresem oskarżonych, bowiem finalnie przyjechało tam 5 czy 6 radiowozów policji, co świadczy o tym, jaki był stopień agresji ze strony pokrzywdzonych oraz świadka K." - ocenił sąd.

Zdaniem sądu, całe zdarzenie należy jednak podzielić na dwie odrębne części.

"Czymś zupełnie innym jest zachowanie oskarżonych w czasie transportu zatrzymanych do komendy miejskiej policji w Sopocie, a w szczególności w sali odpraw komendy, kiedy sytuacja się diametralnie zmieniła. Pokrzywdzeni, mimo że nadali byli wulgarni i agresywni, ale już tylko słownie, i nie stwarzali dla nich bezpośredniego zagrożenia. Ci mężczyźni siedzieli przez kilka godzin, z rękami skutymi do tyłu. A zatem nie było żadnych przesłanek do użycia wobec nich tak intensywnych środków przymusu bezpośredniego, a w szczególności fizycznego w postaci kopnięć w brzuch i uderzeń pięścią. Użycie siły fizycznej w tym momencie przestało być środkiem przymusu bezpośredniego, a stało się przemocą" - uznał sąd.

Zdaniem sądu, w przypadku zdarzenia przed klubem zeznania pokrzywdzonych nie były wiarygodne i służyły jedynie wybieleniu się przed zarzutem znieważenia i naruszenia nietykalności osobistej policjantów.

W ocenie sądu, nieprawdziwe zeznania pokrzywdzonych odnośnie pierwszej części interwencji nie oznaczają automatycznie tego, że nie można dać im wiary, jeśli chodzi o zdarzenie w komendzie. Sąd podkreślił, że zeznania pokrzywdzonych dotyczące przebiegu zdarzenia na komisariacie zostały potwierdzone m.in. przez dokumentację lekarską i kilka opinii lekarskich.

Sąd przyznał, że mocno zastanawiał się nad wymiarem kary. Za pobicie, którego następstwem jest ciężki uszczerbek na zdrowiu, grozi kara więzienia od 6 miesięcy do lat 8.

Sąd Okręgowy stwierdził, że zgadza się ze stanowiskiem Sądu Rejonowego w Sopocie, aby w tej sprawie nie stosować warunkowego zawieszenia kary, bowiem "okoliczności obciążających jest zdecydowanie więcej niż łagodzących".

"Ze wszystkich opinii sądowo-lekarskich wynika, że gdyby nie szybka interwencja chirurgiczna, gdyby nie to, że następnego dnia jeden z pokrzywdzonych od razu trafił na stół operacyjny, ten człowiek straciłby życie" - powiedziała sędzia Czaplińska.

Sąd przyznał, że policjant to trudny zawód, gdzie są duże obciążenia psychiczne. "Policjanci są też ludźmi. Tak jak każdy człowiek mieli prawo być zdenerwowani, czuć się urażeni i obrażeni przez osoby zatrzymane. Ale oni tam byli jako funkcjonariusze państwa i odpowiednio przeszkoleni funkcjonariusze policji" - uznał.

"Mamy tu do czynienia właśnie z taką sytuacją. Dwóch wulgarnych, pijanych mężczyzn i funkcjonariusze policji, którzy nie wytrzymali, nie byli w stanie prawidłowo zareagować na to niewłaściwe zachowanie" - stwierdził sąd.

Sąd zwrócił też uwagę, że sala odpraw komendy jest pomieszczeniem ogólnie dostępnym. "Świadczy to jednak o poczucie bezkarności sprawców, że zdecydowali się na dopuszczenie się takiego czynu w miejscu, gdzie w każdej chwili mógł ktoś wejść. To świadczy o tym, że nie mieli żadnych skrupułów, nie obawiali się nakrycia" - dodał sąd.

"Mamy nadzieję, że nasi koledzy nie pójdą do więzienia. Bo jeśli tak się stanie, to ja mogę stwierdzić, że sąd w zasadzie stanął po stronie przestępców w Sopocie. Ja osobiście straciłem wiarę w sąd" - powiedział dziennikarzom przewodniczący zarządu wojewódzkiego niezależnego samorządnego związku zawodowego policjantów nadkomisarz Józef Partyka.

Związkowiec podkreślił, że jego koledzy mieli do czynienia z mężczyznami, którzy byli już niejednokrotnie karani.

"Oni pojechali na miejsce bójki, rozróby i zostali duszeni. To co, mieli z kwiatkami przyjeżdżać? Musieli bronić swojego zdrowia i życia oraz innych osób, które tam się znajdowały. Ja nie wiem, jak dziś policjanci w Sopocie będą dziś podejmować interwencje. Musimy się zwrócić do wyższych instancji. Myślę, że wystąpimy do ministra sprawiedliwości, do komendanta głównego, a w ostateczności może i do prezydenta o jakąkolwiek reakcję" - zapowiedział Partyka.

Lademan powiedział mediom, że podejmie wszelkie możliwe kroki, w tym wystąpienie o elektroniczny dozór, aby nie pójść do więzienia. Zaznaczył jednak, że po 13 latach służby traci pracę w policji.

"Nie ma w tym kraju kompletnie żadnego prawa. Ja jestem uniewinniony na podstawie tych samych dowodów, na podstawie których drugi sąd kieruje mnie do więzienia. Bandyci nas zaatakowali, kiedy wyszliśmy z radiowozu, goście robią z nami rundę drugą, a ja ponoszę odpowiedzialność za ich obrażenia" - mówił oburzony policjant.

Zdaniem Lademana, wyrok gdańskiego sądu to "lekcja dla wszystkich oficjantów". "Odwracać głowę, nie robić nic, unikać interwencji. Nie daj Boże, jak cię bandyci zaatakują i się obronisz, to już jest pozamiatane" - dodał.

Jego obrońca Piotr Bartecki zapowiedział złożenie kasacji od wyroku do Sądu Najwyższego.(PAP)

autor: Robert Pietrzak

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%