Przeciętnie w roku dysponujemy 21 dniami płatnego urlopu. Wyjeżdżamy wówczas ze swoją rodziną na wakacje lub planujemy samotne, dalekie podróże. Chcemy, by czas błogiej sielanki nigdy nie minął – korzystamy więc na całego: oceanaria, kino, gofry i długie godziny spędzone na słońcu. Relaks, komfort i wypoczynek, przecież tego nam trzeba! Przychodzi jednak dzień powrotu do domu, a my jak by w sekundę tracimy spokój ducha. Wystarczył tydzień nieobecności i wszystkie nasze rośliny nadają się tylko do wyrzucenia! Jak to się stało? Jak temu zapobiec?
Utarło się, że w mieszkaniach dobrze jest hodować coś zielonego. W Polsce parapet bez kwiatka, w zasadzie nie jest parapetem. Przyjmujemy więc pod swój dach fiolki alpejskie, gwiazdy betlejemskie, zielistki, czy epipremnum, by nadążyć za oczekiwaniami innych. Nie przejmujemy się zbytnio wyglądem kwiatów. Nie analizujemy, czy pasują do naszego wystroju wnętrza, a przede wszystkim – czy Nam się podobają. Lądujemy zatem z dziesiątkami storczyków, które otrzymaliśmy w ramach prezentu, a kompletnie nie lubimy, jak wyglądają ich bujne kwiaty.
Co więcej, jesteśmy przekonywani, że zgraja roślin w domu to najlepsze, co nas może spotkać. Nie dość, że mamy się czym opiekować, to jeszcze fiołek się nam za to odwdzięczy! W jaki sposób? Przecież będzie produkował tlen, a także zabierał z powietrza spaliny, czy smog. Ten jeden malutki fiołek ma więc być rozwiązaniem na całe nieprzyjazne powietrze w mieszkaniu. Przynajmniej takie są teorie naszych babć, a z nimi sprzeczać się nie powinniśmy. Ale czy mają one odzwierciedlenie w faktach?
Liczne badania NASA z ostatnich kilkudziesięciu (!) lat dowodzą, że rośliny doniczkowe wcale nie mają tak magicznego wpływu na nasze mieszkania, jak twierdzi się w obiegowych rozmowach. Po pierwsze, wszelkie właściwości oczyszczające powietrze należy przypisać drobnym organizmom, które żyją w glebie kwiatów domowych. Po drugie, potrzeba ich naprawdę dużo, aby miały zauważalny wpływ na środowisko powierzchni zamkniętych. Co najważniejsze, w większości wsi, a nawet miast wystarczy przewietrzyć mieszkanie, by rozkoszować się w nim większą ilością tlenu. Tam, gdzie występuje smog, rośliny nie będą nam w stanie pomóc z tym problemem.
Nie zyskujemy więc nic szczególnego na hodowli choćby i dziesiątek okazów na parapecie – poza ich wyglądem. Musimy za to zainwestować dużo naszego czasu na ich pielęgnację. Wiosenne przesadzanie, regularne podlewanie, a do tego nawożenie w okresie największego wzrostu. Wydaje się to niewielka ilość zaangażowania, w porównaniu chociażby do opieki nad zwierzętami. Jednak pozostawienie roślin samych na czas letniego urlopu nie jest możliwe. Nawet zapewnienie im odwiedzin znajomego, sąsiadki lub cioci może okazać się katastrofalne w skutkach.
Przekazywanie opieki nad roślinami doprowadza do zaistnienia jednego z dwóch scenariuszy. W pierwszym opiekun zapomina kompletnie o swoim zadaniu. W związku z tym po 2 tygodniach suszy latem, większość okazów usycha, choć niektóre może uda nam się uratować. Jest to jednak zależne tylko i wyłącznie od szczęścia. Druga opcja to zbyt intensywna opieka. Gdy palmę należało podlewać 2 razy w tygodniu, ukochana ciocia robiła to codziennie… Szczodre serce też może być problematyczne. Miesiącami będziemy naprawiać skutki przelania, a dla dziesiątek gatunków jest ono najgorszym, co może je spotkać.
Posiadanie żywych roślin to nie jest bułka z masłem. Tu praktycznie wszystko może pójść nie tak, a nie chcemy przecież całego urlopu spędzić na zastanawianiu się, czy ukochana monstera variegata dalej się trzyma. Jeżeli chcemy czuć roślinne wakacje przez cały rok, wystarczy wybrać propozycje od marki Plantia. Zielone ściany, ogrody wertykalne, trawy ozdobne w donicach na taras, czy obrazy z roślin pozwalają nie tylko na codzienny komfort. To także możliwość dostępu do całorocznych aranżacji, które sprawią, że wreszcie odpoczniesz w pięknych okolicznościach!
